Zaczytałam
się w blogu Keep Dreams Close
ostatnimi czasy. Tak jak w wielu blogach zresztą, co wcześniej mi
się nie zdarzało. I zadałam sobie jedno ważne pytanie: a może
jednak?
Już
dawno porzuciłam bieganie na rzecz treningów siłowych. Do sylwetki
biegacza mi nie po drodze, nie chcę również tak wyglądać. Moim
celem jest zupełnie inny typ sylwetki. Ale zakuło mnie serduszko,
gdy czytałam o przygodach Keep Dreams Close przed i w trakcie
maratonu. Półmaratonu. Kurde, nawet biegu na 5 kilometrów. I
poczułam ukłucie zazdrości. Siedzę w pracy 8 godzin, potem
zakupy, fundacja, sprzątanie, jedzenie do pracy… A z aktywności
długie spacery (po 10 km, bo przecież misja w Ingressie sama się
nie zrobi, prawda? A przy okazji można nałapać pokemonów), które
zabierają mi mnóstwo czasu.
Co
się stało z moją biegową radością? Przecież obiecałam sobie,
M., mamie, tacie, bratu i kotom, że przebiegnę ten cholerny
półmaraton w następnym roku. Tymczasem buty i koszulki do ćwiczeń
poszły w kąt a ja się rozlałam jak galareta na cieście. Fajnie
jest chudnąć prawie kilogram tygodniowo samą dietą, ale ja chcę
efekty. Lepsze niż teraz. Chcę znowu się cieszyć z każdego
przebiegniętego kilometra, chcę znowu patrzeć z radością na te
głupie zajączki w tempie na Endomondo.
Keep Dreams Close,
możesz sobie pogratulować, bo jeżeli dzisiaj pogoda pozwoli (a
nawet jeśli nie, to co!), to wyciągam zakurzone buty i spodnie z
szafy i śmigam truchtać. Jak ten skaczący wesoło baleron na
dróżce :D
Oj nawet nie wiesz jak mi miło! Ciesze się bardzo i trzymam kciuki za dzisiejszy trening! Bieganie jest wspaniałe :))
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję :) Nawet nie wiesz, jakiego powera mi dałaś :) Gdybym mogła, to bym już teraz pobiegła, ale niestety pracuję :(
Usuń