wtorek, 31 maja 2016

Głodówkom mówimy NIE!

Z racji swojej pracy często wchodzę na różne blogi. W zależności od klienta, wchodzę na blogi o różnej tematyce. Ostatnio trafiłam na bloga o „zdrowiu”. A raczej o głodówce. Byłam przerażona tym, co czytałam. Postanowiłam więc obalić kilka mitów, część na swoim przykładzie.

Zacznijmy od tego, że głodówkowe detoksy NIE są zdrowe dla organizmu. Picie wyłącznie soku z cytryny przez tydzień i wzmożona aktywność fizyczna skutecznie wyniszcza nasz organizm. Jedząc za mało lub nie jedząc w ogóle robimy sobie ogromną krzywdę. Organizm, nie dostając potrzebnej do funkcjonowania ilości kalorii, zaczyna gromadzić zapasy na wypadek kolejnego ciężkiego dla niego dnia. Tak – gromadzi energię w postaci tłuszczu. Dlatego osoby, które spożywają znikome ilości kcal, jak 1000 lub 1200 często nie chudną lub mają efekt jo-jo.

Co więc zrobić, żeby zdrowo chudnąć?

Przyjmuje się, że zdrowo chudnie się 0,5-1kg na tydzień przy wzmożonej aktywności fizycznej. Nie w dzień, nie w dwa, ale właśnie w tydzień. U niektórych jest to więcej (osoby otyłe, które pozbywają się zatrzymanej w organizmie wody) lub mniej (osoby, które sobie odpuszczają lub po prostu nie zależy im na szybkim spadku masy ciała i pozwalają sobie często na tzw. cheaty).

Efekt jo-jo zaburza nie tylko prawidłowe funkcjonowanie organizmu, ale również psuje kondycję naszej skóry (rozstępy przy szybkim wzroście masy ciała). Jak uniknąć jo-jo? Przede wszystkim zastanów się, dlaczego chcesz się odchudzić. Czy dla chłopaka, męża, rodziny, otoczenia, a może po prostu Ty się źle czujesz w swoim ciele? Chudnięcie to nie jest prosta sprawa i wiąże się ono ze zmianą nawyków żywieniowych. Nie na tydzień czy miesiąc, ale na zawsze. Inaczej efekt jo-jo będzie murowany. Dlatego pomyśl: czy robisz to dla siebie, żeby być zdrową i lepiej się czuć, czy gdy chłopak Cię rzuci przez tydzień będziesz jadła lody i wrócisz do starych nawyków?

Zdrowe odżywianie to nie wyrzeczenia. To przyzwyczajenie. Tak samo jak codziennie myjesz zęby, tak samo naturalną sprawą powinno być zamienianie kruchych ciasteczek na zdrowsze przekąski czy ćwiczenia. Zdrowe odżywianie zaczyna się w głowie :)

Stawiaj sobie realne do osiągnięcia cele. Nie będziesz w miesiąc wyglądać jak modelka fitness, jeżeli masz 20 kilo nadwagi. To niemożliwe.
Nie wracaj do złych nawyków. Bo czeka Cię efekt jo-jo, o którym wspominałam wyżej.
Nawet jak się poddasz czy masz chwilę załamania – nie martw się! Po prostu wróć do dobrych nawyków i obiecaj sobie, że tym razem wytrzymasz dłużej :) Każdemu zdarzają się chwile zwątpienia.

Wszystko z umiarem :) Zrób coś dla siebie, nie dla innych.

wtorek, 17 maja 2016

Aplikacje na telefon – jak to z nimi jest?


Na to pytanie będę mogła odpowiedzieć na swoim przykładzie. Kiedyś byłam sceptycznie nastawiona do aplikacji dietetycznych, które wyliczały zapotrzebowanie kaloryczne lub przypominały uciążliwym alarmem o posiłku. Zwłaszcza kiedy studiowałam i moje godziny posiłków w poszczególne dni strasznie się różniły. W poniedziałki jadłam śniadanie o 10, w weekendy o 12. Zawsze jednak miałam jedną zasadę: co 3-4 godziny muszę coś zjeść. Wydawało mi się, że to jest dobra zasada. I po części była, ponieważ ćwicząc z Mel B i ogólnie z Tipsi i jej wyzwaniami zgubiłam trochę cm. Ale potem przyszło lenistwo i wiadomo, jak się to skończyło. Jojo, które non stop rosło.

Znalazłam pracę na pełen etat. Siłą rzeczy zaczęłam jeść regularnie, a po miesiącu dodałam regularne ćwiczenia. Na razie tylko bieganie, chociaż powoli przymierzam się do ćwiczenia z ciężarami na siłowni. Waga jednak ani drgnęła, podobnie jak centymetry. I wtedy zadałam sobie poważne pytanie – co robię nie tak? Ograniczyłam fast foody, słodycze i gazowane napoje. Jadłam regularne posiłki, zdrowe posiłki. Więc co się dzieje, do cholery? Mama mówiła: tarczyca. Brat mówił, że to przez zażywane hormony. Ja stwierdziłam, że nie będę się tym zasłaniać – z szacunku do osób, które naprawdę mają problemy z hormonami. I wiecie co? Waga ruszyła. Dzięki aplikacji.

Aplikacji próbowałam kilku. Na dłużej zatrzymałam się przy My FitnessPal, które jest połączone z Endomondo. Aplikacja źle mi wyliczyła zapotrzebowanie – było stanowczo za niskie! Ale nawet wtedy nie potrafiłam dobić do 1400 kcal dziennie. Straszne, nie? A zawsze myślałam, że jem za dużo. My FitnessPal polecam, jeżeli ktoś chce kontrolować kcal, ale nie chce sugerować się wyliczonym zapotrzebowaniem.
Aplikacją, która pomogła mi schudnąć, jest darmowa aplikacja Dieta i trening. Traktowałam ją z przymrużeniem oka, ale o dziwo, dobrze wyliczyła moje zapotrzebowanie kaloryczne. Korzystam z niej od trzech tygodni i schudłam już trzy kilo. Jak?


Dbam o to, co jem. Dodaję (zazwyczaj na oko) ile gram każdego produktu spożywam w konkretnym posiłku. Ogromną zaletą tej aplikacji jest podawanie % białka, węglowodanów i tłuszczu, które spożyliśmy danego dnia. Jeżeli obliczysz sobie zapotrzebowanie na mikroskładniki i będziesz tego pilnować, to na pewno ci się uda. Na swoim przykładzie potwierdzę. No i musisz urozmaicić swoją dietę. Ja się zamknęłam w 10 posiłkach, to dlatego miałam problem. Teraz jest lepiej, ale powoli odkładam pieniądze na dietetyka. Dietetykom ufam bardziej, niż darmowej (!) aplikacji :) Dietetyk to podstawa, aplikacja to wskazówka.

Pamiętaj – aplikacja to nie wyrocznia! Aplikacja pomoże ci się kontrolować, ale zawsze traktuj ją na luzie. Jak przebijesz dziennie zapotrzebowanie to trudno. Jak zjesz za mało to zjedz garść orzechów. Ale wszystko z głową :)

niedziela, 1 maja 2016

Rzuciłem palenie i kościół też,


do pierwszego czasem wracam, do drugiego nie.

Słowa tej piosenki idealnie mnie opisują. Rzuciłam palenie (kościół już dawno) i o tyle, ile wracam do palenia przy okazji imprezy (niestety, ale e-papieros do alkoholu mi nie wystarcza) czy cięższego dnia, to do kościoła zdarzyło mi się wrócić raz. Mimo mojej otwartej niechęci do tej instytucji to pogrzeb był przeprowadzony bez zarzutów. Nie było dawania na tacę. Nie było pierdolenia o Jezusku, który zbawił świat i cieszmy się, że ktoś nie żyje. Po prostu to był czas na refleksję. Byłam miło zaskoczona, chociaż refleksja na temat refleksji przyszła dopiero po kilku dniach.
W każdym razie chciałam napisać trochę o paleniu. A raczej o nie-paleniu. Przemyślenie naszło mnie w chwili, w której wychodziłam z łazienki w pracy. Przede mną była tam kobieta z biura naprzeciwko, która pali. Skąd wiem? Bo czuję. Czy ja też miałam tak intensywny zapach? Dla mnie papierosy nie śmierdzą – lubię ten zapach. Ale jest intensywny i mimo że lubię go czuć od innych, to od siebie już nie bardzo. Wiem, dziwne.

Czy czuję się lepiej po przerzuceniu się na e-fajka? Tak, zdecydowanie. Nie mam takiego kapcia w ryju. Nie czuję swojego ostrego zapachu. Mam więcej pieniędzy na kupowanie pierdół, których nie potrzebuję. Gdy wracam do domu, moje ciuchy nie śmierdzą kilkudniowymi petami zmieszanymi z wodą i obiadem. E-fajka mogę palić kiedy chcę (i tak wychodzę na zewnątrz, ale sama świadomość jest bardzo przyjemna) i gdzie chcę. Mogę przebiec więcej kilometrów, moje płuca już nie wołają o pomstę do nieba po 200 metrach (czego nie mogę powiedzieć o moich kolanach).

Ale czasem ciągnie. Czy uważam takie rzucenie za sukces? Czy mogę je nazywać rzuceniem?
Tak. Bo jest lepiej, bo nie palę już ponad połowy paczki dziennie. Bo czuję się dobrze, bo e-papierosa nie ćmię co 5 minut. Czy jest on bardziej szkodliwy? Niby tak, ale najpewniej nie. W każdym razie jest to mniejsze zło. O e-papierosach polecam poczytać tutaj.


Czy palaczem, tak samo jak alkoholikiem, jest się przez całe życie?

Czasami czuję się jak Chandler Bing z Przyjaciół.